Pokój w mieszkaniu: zrywanie tapety


Tapeta jest fajna. Dopóki nie trzeba jej kłaść na ściany lub zrywać. Pół biedy, jeśli chce się w tym miejscu położyć inną tapetę. Wystarczy wtedy ściągnąć wierzchnią warstwę, a resztę można zostawić. Problem zaczyna się, gdy chce się tapetę ściągnąć, a ścianę pod nią pomalować. Tak przynajmniej było u nas. Na zdzieranie tapety przeznaczyliśmy maksymalnie 1 dzień. Wydawało nam się, że we dwoje spokojnie damy radę to zrobić. Nie mogliśmy się jednak bardziej mylić.


Tapeta, którą widzieliście na zdjęciach przed (tutaj), miała jakieś 10 lat. Mniej więcej wtedy, właścicielka mieszkania, poprosiła mojego Tatę o wymianę poprzedniej tapety (którą również kładł on). Nie wiedzieliśmy kto i jak kładł tapetę jeszcze wcześniej. Tata pamiętał tylko, że nie zrywał tapety do gołej ściany, ale tylko wierzchnią warstwę, zostawiając tą papierową.



Dzięki meblościance wiedzieliśmy za to, że na samym początku na ścianach była żółta farba w srebrne wzorki. Farba była bardzo dziwna, bo zostawała na skórze i brudziła ubranie. Obawialiśmy się, że będziemy mieć z nią problem, że może dziwnie zachowywać się po pomalowaniu jej nową farbą. Na szczęście po polaniu jej wodą, wystarczyło przetrzeć parę razy szczotką drucianą i schodziła bez problemu (zostawiając wielkie ilości pyłu na podłodze). Pył ten, mieszając się na podłodze z wodą, tworzył breję/błoto, które roznosiło się po całym mieszkaniu. Ale! Dzięki temu, że prawie cała jedna ściana była pomalowana tą farbą, zaoszczędziliśmy jakieś pół dnia pracy, a może nawet i więcej.


Do ściągania tapety zabraliśmy się z samego rana. Po ściągnięciu wierzchniej warstwy, która odeszła z łatwością, musieliśmy stawić czoła koszmarowi, który chyba do końca życia będzie mi się śnić po nocach. Pomimo polania ścian ogromną ilością wody i odczekania 15 czy 20 minut, tapeta nie chciała się odklejać. Zachowywała się tak jakby klej nie był wodorozpuszczalny, jak to zwykle bywa z klejami do tapet. Chwyciliśmy szpachle w dłonie i zabraliśmy się do roboty. Klej trzymał tak mocno, że nie było możliwości ściągnięcia go ze ściany inaczej, niż razem z tynkiem. Miejscami powstały lekkie wgłębienia i dziury. Woda lała się strumieniami, po paru godzinach w ruch poszły szczotki druciane.
 

Poniżej możecie obejrzeć film, na którym możecie zobaczyć jak ciężko tapeta odchodziła od ściany. Horror. (W tle rozmawiam przez telefon, opowiadam Mamie jak się męczymy :)).



Po południu z pomocą przyszedł nam brat Taty, który mieszka w pobliżu. I tak we trójkę pracowaliśmy mniej więcej do 22, szorując ściany. Nie ma nic lepszego na zacieśnianie więzi rodzinnych jak wspólne przeklinanie tapety.

Jedna ze ścian jest cieńsza od reszty. Mieliśmy z nią udrękę, bo zrobiona jest jakby z czystego betonu (?), w dodatku gładkiego, dzięki czemu klej trzymał tam najmocniej. Nie było też na niej tynku, więc nie dało się go zedrzeć tapety razem z nim.


Na drugi dzień, znowu zaczęliśmy z samego rana. Zadzwoniliśmy też do właścicielki, zapytać czy może nie wie jakiego kleju używała osoba, która kładła pierwszą tapetę. Okazało się, że pan, który robił to (dwadzieścia parę lat temu) miał problem z proszkową farbą, bo gdy przyklejał do niej tapetę posmarowaną zwykłym klejem, ta nie chciała się trzymać i zjeżdżała na podłogę. Jako że pan pracował przy armaturze, a było to w czasie PRL-u, kiedy wszyscy wszystko załatwiali - załatwił on z fabryki klej do armatury. Jasne jest, że taki klej nie może być wodorozpuszczalny, dlatego też nasze polewanie wodą w niczym nie pomagało. Musieliśmy uzbroić się w cierpliwość i szorować, nie było innego wyjścia. Wszystko to dlatego, że wymyśliłam sobie, że nie chcę tapety, ale pomalowane ściany ;)



I tak właśnie, po południu drugiego dnia zrywania tapety, ściany były jej pozbawione w około 90 procentach. Zdecydowaliśmy, że więcej nie damy rady już oderwać. Ręce bolały dość konkretnie po parunastu godzinach mocnego dociskania szczotki drucianej i/lub szpachelki do ściany. Pozostało malowanie, o którym więcej w następnym poście :). A tymczasem nikomu NIE życzę tapety przyklejonej klejem do armatury, bo to istna MA-SA-KRA.


Komentarze

  1. Zaczyna mi się odechciewać remontów, jak tak śledzę, co Ci się przytrafia. Ale cóż, na koniec pewnie będziesz szczęśliwa, że jest, jak chciałaś :D Ja u siebie na razie pozbyłam się niewygodnej kanapy, która miała chyba ze czterdzieści lat i kompletnie odmawiała jakiejkolwiek współpracy. Ulga, po prostu ulga :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Eh, ja tam nie cierpie remontow, ale za to przyjemnie jak widzi sie efekt koncowy. Nie bylam u Ciebie na blogu juz cale lata, a pamietam, ze obserwowalam na samym poczatku. Jak mnie pamiec nie myli to znalazlam Cie jakos przez stardoll'a chyba :D Powodzenia w dalszej pracy i czekam na zdjecia odnowionego pokoju :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow ale pobojowisko. Kocham fototapety i na szczęście też jak zdejmuję jedną to zaraz pojawia się kolejna. Na https://www.fototapety24.net/ mają ogromny wybór i można zamówić oczywiście na konkretny wymiar. A żaden problem takie przykleić nawet samodzielnie. Bez pomocy fachowca.

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie to zrywanie tapety i późniejsze przygotowanie podłoża zajmuje chyba najwięcej czasu. Mnie też czeka remont na wiosnę, muszę trochę sprzętu odpowiedniego dokupić.

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że u Was wielkie zmiany, jeśli chodzi o remonty i przyznam szczerze, że super, bo ja akurat również mam remont w planach i w ten sposób się inspiruję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pracy przed Wam chyba jeszcze bardzo dużo, ale widzę, że ze wszystkim na pewno poradzicie sobie bez problemu. Ja również mam w planach remont i liczę, że wszystko uda się zrobić.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz!

Popularne posty z tego bloga

6 etykiet na letnie przetwory