Historia
 kieliszka zaczęła się niewinnie. Jeszcze nie wiedział jaki kiedyś 
spotka go los, gdy trafił w moje ręce jako jeden z prezentów 
urodzinowych. Pić bynajmniej z niego nie zamierzałam, bo i co, więc stał
 sobie grzecznie w szafce ponad rok (u mnie wszystko musi "odleżeć" 
swoje : D). Ja w tym czasie miotałam się i wkurzałam na te głupie 
wsuwki. Co miałam z nimi zrobić? Jak to ugryźć? Skąd wziąć pomysł? Na 
szczęście pewnego dnia, przeglądając inspiracje w internecie natknęłam 
się na takie zdjęcie {klik}.
 Chciałam sprawdzić, czy to rzeczywiście działa, więc wzięłam z szafki 
jakiś balon i próbowałam ze szklanką. (Nie)stety ta była za duża, więc 
wzięłam właśnie nasz kieliszek, który leżał obok. Jego ordynarny napis 
do tej pory mnie odstraszał, ale myślałam, że gdy zakryję go balonem to 
nie będzie widać. Niestety, mimo że eksperyment się powiódł to jednak 
nie usatysfakcjonował mnie w 100%. Napis dalej prześwitywał. Wzięłam 
więc pisak i namalowałam jakieś wzorki. Nie mam żadnego zdjęcia, a 
szkoda, bo wyglądało to bardzo pociesznie : d. Zastanawiałam się, co 
włożyć do tego mini-wazonu i jakoś tak postawiłam go w łazience. 
Niedaleko wsuwek. Opuszczonych i rozrzuconych po pralce. Wtem mnie 
olśniło! Włożyłam wsuwki do kieliszka (genialne haha : D). Myślałam, że 
kryzys zażegnany, bo "wazonik" stał zawsze na wierzchu i był pod ręką. 
Łatwo można było z niego wsuwki wyciągnąć, wkładało się je też 
stosunkowo szybko. Problem pojawił się, gdy balon zaczął się niszczyć, 
bo co chwilę albo ja, albo Mama, zaczepiałyśmy o niego paznokciami lub 
spinkami.
Pewnego
 dnia wpadłam w szał klejenia pistoletem z klejem na gorąco. Naprawiłam 
wszystkie rozwalone plastikowe ozdoby, zrobiłam nawet pierścionek {tutaj stylizacja z nim},
 ale i tego było mi mało. Wiedziona jakimś impulsem poszłam do łazienki 
po kieliszek i... tak oto powstało to coś na zdjęciach.
Czy
 tylko ja tak mam, że "wena" dopada mnie wieczorami i w nocy, kiedy 
światło do zdjęć jest beznadziejne? Wybaczcie kiepską jakość, robiłam co
 mogłam, a że niewiele mogłam, więc jest jak jest...
Czego będziemy potrzebować?
♥ Kieliszka/szklanki/pojemnika, najlepiej ze szkła (nie wiem jak zachowuje się gorący klej w kontakcie z plastikiem);♥ Pistoletu z klejem na gorąco i wkładu do niego;
♥ Ozdób (moje typowo pasmanteryjne, ale równie dobrze może to być jakaś wstążka/tasiemka/łańcuszek/cokolwiek, wszystko zależy od wyobraźni).
Kroki
1. Myjemy i suszymy (!) "naczynie".
2. Przygotowujemy odpowiednią długość ozdoby (lub jeśli mamy jakieś koraliki/kryształki to odpowiednią ich ilość).
3.
 Klejem na gorąco mocujemy ozdobę/ozdoby. Ja moje kleiłam co drugi 
kwiatek i w sumie musiałam mieć dwie "warstwy" dekoracji, żeby zakryć 
ten okropny napis.
4. Wkładamy wsuwki i cieszymy z się wygodą i naszym dziełem! : D


prosty i dobry pomysł. Ja moje włosy zawsze uwalniam i rozkoszuję się artystycznym nieładem na mej główce ;D
OdpowiedzUsuńhttp://kitten-fashion.blogspot.com/
swietny pomysł :D
OdpowiedzUsuńPomysłowo :)
OdpowiedzUsuńU mnie wsuwki leżą wszędzie, ale i tak codziennie mam problem ze znalezieniem odpowiedniej ilości, by spiąć włosy. W ogóle ostatnio sam szajs mi sie trafia, bo farba schodzi już po dwóch dniach uzywania..
OdpowiedzUsuńNa bałagan z wsuwkami wskazówkę masz wyżej. : )
UsuńOdnośnie szajsu to u mnie to samo. Ciężko dostać dobre i trwałe wsuwki, które nie szarpią włosów.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!
Ja wsuwek nie używam, ale zawsze mam problem z porozrzucanymi kosmetykami - cieniami, tuszami, podkładami :)
OdpowiedzUsuńTo kolejna rzecz, z którą walczę i jak na razie nie znalazłam jeszcze rozwiązania : ( ale gdy tylko coś wymyślę na pewno napiszę na blogu! : )
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam!